Recenzja na zimno Amerykańscy bogowie

Reklama robi swoje - dużo się swego czasu mówiło o tej książce, ciekawość narastała i w końcu postanowiłem zapoznać się z tekstem człowieka którego zdążyłem już poznać na innych polach (komiksy, filmy, również książki). Pomysł ... jest w literaturze fantastycznej znany. Podobną książkę osadzoną w realiach Świata Dysku popełniłbył swego czasu Terry Pratchett, z którym Gaiman już wcześniej współpracował ("Dobry Omen"). Może stąd to małe... nazwijmy to zapożyczenie. Poza podstawką nic tych dwóch książek jednak nie łączy. Gaiman ładnie rozwinął pomysł, stworzył własne zasady. Mamy zupełnie inny świat, realia, język, bohaterów i nastrój. Oddalając się tak bardzo od Pratchetta, niebezpiecznie zbliżył się jednak do innego wielkiego mistrza pióra. Czytając "Amerykańskich bogów" miałem wrażenie że czytam jedną z książek Kinga i to niestety nie jedną z tych lepszych. Akcja czasami ulega zawieszeniu a zachowania bohaterów bywają mało racjonalne. W mojej ocenie finał również nieco zawodzi - historia miała chyba wyższy potencjał. Książka nie jest zła ale trochę się na niej zawiodłem. Wspomniany szum medialny zapowiadał coś wyjątkowego no a ja tego czegoś tutaj nie odnalazłem. O wiele lepiej wspominam "Pomniejsze Bóstwa" Pratchetta.
Dla kogo? Miłośnicy przeplatających się światów