Recenzja na zimno taka sobie humoreska

666 stopni Fahrenheita - Andrew Harman

Fantasy na wesoło - książeczka wpadła mi w ręce przypadkiem, czyta się lekko, łatwo ale nie jakoś tak bardzo przyjemnie - mamy tutaj kilka świeżych i ciekawych pomysłów rzucających nieco więcej światła na skomplikowane stosunki na linii ludzie - demony. Nie jest to literatura głęboka a można nawet powiedzieć, że wprost przeciwnie. I nie chodzi tutaj o ciężar gatunkowy - zdarzają się powieści tego typu zapadające na stałe w pamięć i prześlizgujące się z niszy humoreski fantasy do głównego kanonu fantastyki. 666 taką książką nie jest. Autor utworzył nieco zwariowane uniwersum w którym prawa logiki czy fizyki nie zawsze obowiązują. Nie przeszkadzałoby to jednak w ogóle bo osią, wokół której wszystko się kręci jest humor. No i właśnie tutaj jest mały problem bo z tym humorem to jest raczej kiepsko. Książka w założeniu miała być bardzo zabawna. Cały świat został zaprojektowany właśnie w tym celu i nawet okładka sugeruje że mamy do czynienia z dziełem poświęconym zabawie. No niestety chyba zabrakło warsztatu. Autor doprowadza do sytuacji które... no powinny być zabawne ale jakoś tak mało śmieszą. To sprawia, że książka nie trafiła w punkt, rozminęła się z celem który miała osiągnąć. Czytając miałem wrażenie że autor skrupulatnie zaprojektował salwy śmiechu, które jednak nie następują. Dlaczego? Może śmiechu nie powinno się projektować? Może śmiech wynika z lekkości pióra i małych smaczków. Może śmiesznie jest wtedy kiedy również autor dobrze się bawi pisząc swoje dzieło? Nie wiem - ja tej lekkości tutaj nie czułem.

 

Dla kogo? ogólnie to nie polecam tej książki