Recenzja na gorąco - Postapokaliptyczne zagubienie

Metro 2033 - Dmitry Glukhovsky

Nigdy nie byłem wielkim fanem rosyjskiej fantastyki (i nie ma to nic wspólnego z tym co wyczynia obecny kacyk tego kraju) - wynika to pewnie z wrodzonej Polakom fascynacji zachodem i kulturą anglosaską. Mam na swoim koncie kilka ciekawych pozycji ale w tych książkach zawsze było dla mnie coś odstręczającego. Może z tego powodu tak długo nie mogłem się zmobilizować do sięgnięcia po "Metro". No ale cóż, jestem zwierzęciem podatnym na reklamę a ta pozycja była przez długi czas intensywnie promowana. 

 

Książka to przerażająca wizja post apokaliptycznego świata. Po zagładzie, resztki mieszkańców Moskwy chowają się w metrze niczym szczury zapędzone w kozi róg. Ludzie panicznie starają się obronić przed nowymi dziećmi skażonego radioaktywnym pyłem świata. Jest to opowieść o przemijaniu - nasz czas jako władców planety już minął i książka budzi wrażenie że jest to nieodwołalne - nic się już z tym nie da zrobić - odchodzimy. Książkę czyta się dobrze mimo że autor odmalował przygnębiającą wizję klaustrofobicznych, zimnych, ciemnych korytarzy, w których poza granicą światła czai się śmierć. Świat jest smutny, ponury i mało w nim nadziei, mimo to kunszt autora sprawia że książka ciekawi, identyfikujemy się z głównym bohaterem i z chęcią poznajemy jego dalsze przygody. No przynajmniej do pewnego momentu - przychodzi taki czas w którym szczęście Artemki zaczyna nieco irytować. Autor w dużym stopniu dopracował swoje uniwersum choć różnice między poszczególnymi stacjami są chyba jednak zbyt wielkie - stanowią one odrębne państwa, podejrzanie mocno zróżnicowane kulturowo. W książce nie ma zbyt wielu oryginalnych pomysłów, wszystko chyba już było. Zdziwiła mnie między innymi obecność Stalkerów, żywcem wyjętych z pokrewnych rosyjskich opowieści. Przedstawione postaci są barwne mimo że traktowane trochę instrumentalnie - dosyć szybko się "zużywają" przy obdarzonym niesamowitym szczęściem Artemie. 

 

Ogólnie książka jest całkiem dobra, jednak teraz czas na niemałą łyżkę dziegciu. Wspomniałem na wstępie, że rosyjskie SF ma coś co mnie odstręcza. Niestety "Metro" ma tego czegoś całkiem sporo. Czytając miałem wrażenie że autor pragnie nas przekonać że Rosjanie nie są zdolni do samodzielnego myślenia. Kilkanaście lat po zagładzie atomowej przedstawia nam świat, w którym główny bohater przeżywa wewnętrzne rozterki dotyczące losu człowieka pozostawionego samemu sobie. Inne postaci najwidoczniej mają już ten etap weltszmercu za sobą. Każdy obowiązkowo musi należeć do jakiejś organizacji oświecanej światłem odrębnej skrajnie przeinaczonej ideologii. Mamy tu więc Hanzę, faszystów, komunistów, ortodoksyjnych chrześcijan, satanistów, wyznawców zupełnie nowego boga (wielki czerw), bojowników Ernesto Guewary, junty wojskowych, kasty bibliotekarzy, legendarnych przywódców Metra 2 czy pracowników Uniwersytetu (nie wiem czy wymieniłem wszystkich). Ja wiem, funkcjonowanie w takim świecie byłoby niezwykle ciężkie jednak mimo wszystko wydaje mi  się, że ludzie w Warszawskim merze mieliby ciekawsze rzeczy na głowie niż poszukiwanie ideologii, która powie im co mają robić i jakie przebrzmiałe poglądy wyznawać... fanatycznie wręcz - nieledwie jak religię.

 

Przesłuchałem również fragmenty audiobooka czytanego przez Pana Krzysztofa Gosztylę, który powierzoną mu prace wykonał bardzo dobrze (wysłuchanie pieśni patriotycznej śpiewanej przez Ulmana w trakcie ataku psychicznego galaretowatej masy  ... jest niezapomnianym wrażeniem). Polecam

 

 

Dla kogo - dla fanów fantastyki postapokaliptycznej na pewno. Zwolennicy pozytywnej, świetlanej przyszłości powinni wybrać coś innego.